Więcej niż wspólna lista

Od miesięcy dziennikarze, publicyści i komentatorzy, (choć niekoniecznie politycy) żyją tematem wspólnej listy demokratycznej opozycji w wyborach parlamentarnych 2023 r. Zdaniem ekspertów w ramach obowiązującej ordynacji, premiującej większe partie, to najbardziej korzystna strategia odsunięcia PiS od władzy. To przekonanie nie jest wynikiem indywidualnych opinii dyktowanych takimi lub innymi sympatiami politycznymi, czy emocjami socjologów i politologów. Wręcz przeciwnie, ma ono mocne empiryczne podstawy. Eksperci podnoszący ten pomysł korzystali z badań sondażowych oraz symulacji rozkładu mandatów po przeliczeniu nań sondażowych głosów. Nawet uwzględniając stratę części wyborców wynikającą z efektu „pakietu” (niektórzy wyborcy poszczególnych partii mogą mieć silną awersję do innych członów takiej „koalicji” np.: wyborcy PSL do Lewicy lub wyborcy Lewicy do PSL) wspólna lista daje zysk wyborczy netto. Zysk ten może być nawet wyższy, jeśli uwzględnimy psychologiczny efekt „żółtej koszulki”. Pewna kategoria wyborców ma skłonność do popierania partii prowadzących w rankingach. Chociaż zsumowany wynik sondażowy partii demokratycznej opozycji jest od dawna wyższy niż poparcie PiS, jak dotąd w sondażach prowadzi partia rządząca. To ona jest postrzegana jako faworyt. Potwierdzają to liczne badania, w tym te, które sam niedawno prowadziłem: większość badanych deklarujących chęć głosowania na opozycję jest zarazem przekonana, że najbliższe wybory wygra PiS.

Mimo silnych argumentów za jedną listą rozwiązanie to okazuje się trudne do osiągnięcia. Wbrew wielu zarzutom na przeszkodzie stoją nie tylko partyjne interesy, grupowe egoizmy i personalne animozje. To również różnice programowe, specyfika elektoratów, przyzwyczajenia wyborców i przywiązanie polityków do europejskiej tradycji demokratycznej. W krajach o systemach dwupartyjnych, jak Stany Zjednoczone, rzeczą normalną było to, że programowe różnice wewnątrzpartyjne były większe niż międzypartyjne. Kres położyła temu dopiero polaryzacja. My też jej doświadczamy, ale nie powinniśmy jej bezrefleksyjnie ulegać i pochopnie rezygnować z tradycyjnej dla Europy kontynentalnej demokracji wielopartyjnej. To ona pozwala zapewnić większy pluralizm programowy, transparentność życia politycznego i jest realną wartością, której nie uwzględniają rachunki specjalistów od przeliczania głosów na mandaty. Ograniczenie palety wyborów do PiS i antyPiS to redukcja naszego systemu politycznego do demokracji plebiscytarnej (a to od zawsze cel wszelkiej maści populistów). To nie jedyny argument przeciwko próbom narzucenia partiom politycznym jednej listy.

Zasadą demokracji przedstawicielskiej jest oddanie przedstawicielom sporej autonomii. W podejmowaniu decyzji mają się oni kierować własnym osądem sytuacji, a odpowiedzialność ponosić przy urnie. To dlatego nie wiążą ich instrukcje wyborcze, które przesądzają jak mają głosować w danej sprawie. Nie powinni być także krępowani projektowanymi poza partiami planami organizacji koalicji wyborczej. Nikt nie broni obywatelom mobilizować się i zakładać nowych partii. W sytuacjach kryzysowych, kiedy tracą zaufanie do całej klasy politycznej – wychodzić na ulice i domagać się zmian systemu politycznego. Jednak osoby nie będące członkami partii nie są uprawnione do tego, aby dyktować politykom rozwiązania.

Do tego dochodzi jeszcze argument czysto praktyczny. Negocjowanie podziału miejsc na wspólnej liście może się okazać tak konfliktogenne, że rezultat byłyby przeciwny wobec oczekiwań. Z tych czy innych powodów, choć do wyborów pozostał niecały rok, wciąż nie wiadomo czy jedna lista powstanie. Nie do końca wiadomo też, czy to dobrze, czy źle. Wiadomo jednak kilka innych rzeczy, w których świetle jakaś forma współpracy opozycji staje się koniecznością, a obywatelska interwencja w jej promowanie zyskuje legitymizację.

Z regularnie prowadzonych sondaży wynika jasno, że większość wyborców chce odsunięcia PiS od władzy oraz rozliczenia jego rządów. Z badań fokusowych wiemy także, że zwolennicy opozycji nie życzą sobie konfliktów wśród jej sił. Wiadomo także, jakie są kluczowe wyzwania, z którymi muszą się mierzyć politycy. Tu nie musielibyśmy prowadzić badań. Wystarczyłaby wiedza o tym co się dzieje za oknem (ale wynikami takich badań też dysponujemy). Polki i Polacy niepokoją się wojną, napływem uchodźców, inflacją oraz kryzysem energetycznym. Za kluczowe wyzwania uważają zapewnienie nam bezpieczeństwa zewnętrznego, zadbanie o przeciążone systemy dostarczania najważniejszych usług publicznych, wyhamowanie wzrostu cen i zapobieganie ubożeniu społeczeństwa oraz wreszcie zapewnienie nam bezpieczeństwa energetycznego.

Po ogromnej mobilizacji społecznej towarzyszącej masowym protestom ostatnich lat – relatywnie rzadkiej i bardzo angażującej formie demokratycznego uczestnictwa – wiemy także jak obywatele wyznaczają główne obszary nadużyć rządów PiS. To przede wszystkim łamanie konstytucji i wprowadzanie ograniczających praworządność reform sądownictwa, dalsze ograniczanie praw reprodukcyjnych kobiet oraz psucie relacji Polski z Unią Europejską.

Z arytmetyki przedwyborczej wiadomo także, że żadna siła demokratycznej opozycji w tym najsilniejsza jej partia nie będzie wystarczająco mocna, aby rządzić w pojedynkę. W praktyce rządzić będzie koalicja i to koalicja najprawdopodobniej złożona ze wszystkich partii demokratycznych, które wejdą do parlamentu. Być może nawet czterech. Z analiz politologicznych wynika jasno, że tego typu twory są niezwykle niestabilne. Stabilności i jakość rządów, statystycznie rzecz biorąc, jest tym wyższa im mniejsza liczba podmiotów w koalicji rządzącej.

Jest jeszcze jedna rzecz, która raczej nie jest dziś powszechnym przekonaniem. Najgorszym możliwym scenariuszem dla perspektyw demokracji w Polsce nie jest to, że opozycja przegra najbliższe wybory, ale to, że zmarnuje zwycięstwo. Jak długo duża część społeczeństwa uważa, że jest jakaś alternatywa dla psucia państwa i obniżania naszej pozycji w świecie, tak długo jest nadzieja. Jeśli opozycja nie będzie w stanie skutecznie odpowiedzieć na potrzeby, nie spełni obietnic wyborczych, a do tego zajmie się międzypartyjną walką podjazdową w koalicyjnym rządzie, będziemy mieli do czynienia z totalnym kryzysem wiary w państwo, polityków i demokrację.

Żeby zwiększyć prawdopodobieństwo, że współpraca między partiami opozycji będzie płynna, a demokracja spełni pokładane w niej nadzieje, należy już teraz ukształtować podstawy takiej kooperacji. O jej zasadach też wiemy niemało. Wyobraźmy sobie, że partie opozycji są grupą podmiotów o bardzo zróżnicowanej sile, mających dostarczyć wspólnego dobra, jakim byłoby odsunięcie od władzy PiS. Wybitny amerykański ekonomista Mancur Olson dowodził, że w warunkach takiej nierówności pojawia się tendencja do arbitralnego podziału obciążeń związanych z dostarczeniem dobra wspólnego. Najsilniejszy, który sam może zapewnić największą jego część, ponosi nieproporcjonalnie dużą odpowiedzialność za jego zagwarantowanie. Słabsi członkowie mają mniejszą motywację do dostarczania dodatkowych jego ilości i stoją przed pokusą bycia pasażerem na gapę. Współpraca będzie stabilna, jeśli najsilniejszy będzie skłonny do największych ustępstw, a słabsi będą się musieli liczyć z sankcjami za wyłamanie się ze współpracy.

Stworzenie takich warunków do współpracy, a nie przekonywanie do jednej listy, postrzegam jako najważniejsze zadanie oddolnych inicjatyw obywatelskich.

To czego dzisiaj potrzebujemy to przede wszystkim przyjęcia między partiami opozycyjnymi swoistego paktu o nieagresji. Partie skupiają się na tym, jak wygrać z PiS, a nie jak walczyć ze sobą nawzajem. Drugim postulatem, który powinien zostać spełniony będzie określenie zasad fair play w rywalizacji politycznej. Rywalizacja (np.: sportowa) tym się różni od konfliktu, że reguluje ją wiele zasad i rytuałów. Szanując autonomię poszczególnych aktorów i ich prawo do posiadania różnych wizji tego, jak walczyć z PiS można określić zasady gry, które powinni przyjąć przyszli koalicjanci (na przykład: nie podbieramy sobie polityków, nie kradniemy programów, nie rzucamy oskarżeń bez pokrycia), a w obietnicach wyborczych kierujemy się zasadą realności (nie obiecujemy gruszek na wierzbie).

Drugim elementem stabilnej współpracy byłoby wypracowanie swoistej mapy drogowej dotyczącej naprawy państwa po rządach PiS. Chodzi o zagwarantowanie uczciwego rozliczenia osób odpowiedzialnych za łamanie prawa. Rozliczanie nie może stać się okazją do politycznej wendety, ale nie można także z niego zrezygnować w obawie przed potencjalną zemstą sprawców po kolejnych wyborach. Mapa drogowa powinna dotyczyć planu wycofania najbardziej kontrowersyjnych zmian: reformy sądownictwa, ograniczenia praw reprodukcyjnych kobiet, konfliktu z Komisją Europejską. To tym trudniejsze, że nie chodzi o prosty powrót do status quo ante. Przed zmianami dokonanymi przez PiS Polacy nie cieszyli się dobrze funkcjonującym systemem sądownictwa, a Polki nie – pełnią praw reprodukcyjnych.

Aby demokratyczna opozycja była postrzegana jaka całość jej swoista jedność w wielości musi być budowana na czymś więcej niż największy wspólny mianownik tzn. anty-PiSizm. Optymalnie, aby jej fundamentem było rodzaj cywilizacyjnego minimum programowego. Winno ono obejmować międzypartyjne porozumienie do priorytetów oraz głównych kierunków ich realizacji. Wzmocnienie naszego bezpieczeństwa zewnętrznego w tym także bezpieczeństwa energetycznego m.in. przez współpracę z UE i NATO oraz przyspieszenie transformacji energetycznej (inwestycje w termomodernizację i OZE, a nie tylko dopłaty do węgla). Zapobieżenie kompletnej zapaści usług publicznych, które wymagać będzie zachowania kadr edukacji i służbie zdrowia nie obejdzie się bez podwyżek dla pracowników (w tym wynagrodzenia nie tylko nauczycieli, lekarzy, pielęgniarek, ale także specjalistów zajmujących się zdrowiem psychicznym). Do zrobienia jest znacznie więcej niż wynegocjowanie wspólnej listy w wyborach parlamentarnych. Chodzi o stworzenie obywatelskiego klimatu, a w warunkach optymalnych ekosystemu sprzyjającego kooperacji partii składających się na demokratyczną opozycję. Nie chodzi o to, aby już teraz przesądzić jak przeprowadzić takie prace. Być może pomocne byłoby stworzenie komitetu czy sądu obywatelskiego złożonego z osób zaufania publicznego, znanych społeczniczek, byłych polityków, osób działających w demokratycznej opozycji w PRL, starszych i młodszych aktywistów i aktywistek zaangażowanych w protesty ostatnich lat (KOD, OSK, MSK). Swoich przedstawicieli do takiego ruchu delegować mogłyby same partie polityczne. Jeśli to nie byłby dobry kierunek może lepsza okaże się organizacja narad obywatelskich, konsultacji publicznych lub innych procesów współdecydowania w wielu miejscach w Polsce. Nie brakuje nam naukowców i społeczników mających wiedzę o projektowaniu tego typu procesów ani organizacji mających doświadczenie w ich wdrażaniu i stosowaniu. Przy odrobinie dobrej woli po stronie polityków opozycji i wsparciu społeczeństwa obywatelskiego jest to jednak możliwe. Stańmy razem i powalczmy o więcej niż wspólna lista.

Jedna odpowiedź

  1. Sprawdziłem przekonanie o jednej wspólnej liście wyborczej, jako najlepszym podejściu do zwycięstwa w wyborach. Policzyłem. Jest inaczej, niż Pan napisał na początku swojego tekstu. Za wyjątkiem tego fragmentu podzielam wszystkie dalsze Pana myśli.
    Najlepszy wynik – 309 mandatów i szansę na naprawę Rzeczpospolitej dają dwie koalicje a nie jedna wspólna
    i to przy założeniu, że koalicja Polski 2050, PSL i ewentualnie Agrounii przyciągnie 5% wyborców, którym PiS przestał się podobać.
    Podaję wyniki obliczeń w oparciu o sondaż Ipsos dla Oko.press z 14 listopada br.
    27 % głosów i 149 mandatów otrzymuje KO
    27 % głosów i 142 mandaty otrzymuje PiS, przy założeniu, że straci 5% wyborców
    24 % głosów i 118 mandatów otrzymuje koalicja PL 2050, PSL i i Agrounii
    9 % głosów i 42 mandaty otrzymuje Lewica
    6 % głosów i 9 mandatów otrzymuje Konfederacja.
    Więcej szczegółów w poście na FB, link:
    https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=pfbid02aeXeF555Q3JAHdkqYXtDVyutDM1yB9GqmHoR2cUumv9Lv36cE8zJhsf2n7HADkdql&id=100011221928442

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgłoszone wystąpienia