Od siedmiu lat debatę programową na opozycji demokratycznej zastąpiła dyskusja nad wyborczymi konfiguracjami, koalicjami i listami. Bardzo długo odmawiałem brania w tej dyskusji udziału, uważając, że nas osłabia, a nie wzmacnia, jeżeli toczy się na długo przed wyborami, bez znajomości okoliczności i ordynacji. Dziś jednak, na mniej niż rok przed, jest to dyskusja konieczna, a kierować się powinniśmy w niej pryncypiami. Pryncypiami, które nie wykluczają pragmatyzmu: odpowiedzialnością, skutecznością i odwagą.
Odpowiedzialność
Odpowiedzialność nakazuje dziś powiedzieć: zmiana obecnej władzy jest niezbędna, a każdy sposób jej odsunięcia jest dobry i słuszny. Skala gnicia państwa, bezprawia i katastrofy gospodarczej przekroczyła nasze najgorsze wyobrażenia.
Odpowiedzialność nakazywałaby wyciągnąć wnioski ze wszystkich wyborów od 2015 roku. Klęsk większych i mniejszych. Startowaliśmy już w różnych, czasem przypadkowych, blokach i konfiguracjach. Teraz wystartujmy nie tylko jako zbiór partii, ale jako jeden wielki ruch społeczny.
Odpowiedzialność znaczy też, że ruchom obywatelskim nie wolno wystartować przeciw partiom politycznym. Ja się na to nie piszę.
Skuteczność
Skuteczność nakazuje, aby uwzględnić poparcie dla każdej partii i kandydata w danym okręgu. Pani Fabisiak, która dostaje 4. miejsce na liście bez merytorycznych powodów, a głosów wystarcza jej tylko na miejsce 9. to zmarnowany potencjał.
Skuteczność znaczy też, że partie polityczne mają swoje interesy i my to akceptujemy. Nie działamy przeciw nim i nie wzywamy naiwnie, aby w imię wartości o nich zapomniały, a próbujemy ustawić wektory tych celów w jedną stronę.
Skuteczność wzywa nas, abyśmy w kampanii skoncentrowali się na tematach, w których wspiera nas większość Polek i Polaków. Czyli także na prawie kobiet do aborcji i na obronie demokracji – podążając drogą, jaką wytyczyli nam amerykańscy Demokraci w midtermach.
Skuteczność oznacza też, że po wygranej nie rozejdziemy się do domów. Bardziej niż gierek polityków i polityczek, bardziej niż Trybunału Przyłębskiej i weta nieprawidłowo wybranego prezydenta boję się tego, że zabraknie nam determinacji i wytrwałości.
Odwaga
Odważmy się pójść dalej.
Odważmy się zajrzeć głębiej w możliwe rozwiązania i nie krępować sobie rąk szacunkiem do abstrakcyjnych zasad. W cyrku Przyłębskiej problemem są nie tylko dublerzy – posłuchajmy mądrości prof. Sadurskiego.
Odważmy się walczyć. Demokracja nie musi nadstawiać drugiego policzka. Może i musi być demokracją walczącą.
Odważmy się powiedzieć, że potrzebne są przyspieszone wybory prezydenckie, bo urząd nie został w 2020 roku obsadzony. Skoro krzyczymy: wolne sądy, to nie uznawajmy wszystkich orzeczeń neosędziów, także stwierdzających ważność wyborów w pozakonstytucyjnym terminie.
Odważmy się rozliczyć bandytów, a nie tylko o tym mówić. To nie będzie zemsta, tylko ważny akt prewencji ogólnej i szczególnej.
Odważmy się różnić. Przywołajmy tu spot wyborczy Tima Ryana, kandydata Demokratów do Senatu z Ohio. W tym stanie nie mógł wygrać (i zaakceptujmy to, że w niektórych miejscach jest to po prostu znacznie trudniejsze), ale pociągnął w górę wielu kandydatów demokratycznych do Izby. „Jeżeli na dziesięć rozmów w ciągu dnia, w 7 się zgadzamy, to otwieramy butelkę wina. W państwie jest tak samo” – zachęcał konserwatywnych wyborców. Polifonia jest ok. Odważmy się, wreszcie, sami startować, wzbogacić listy wyborcze – miejmy nadzieję, że jedną, ale jeżeli to nam się nie uda, to różne. Nie obrażajmy się na rzeczywistość i startujmy, a przede wszystkim nie niszczmy tych, którzy się zdecydują. Każda taka osoba w Sejmie to duża wartość.
Jakub Kocjan
2 odpowiedzi
Jedna uwaga wydaje mi się niezbędna dla jasności sytuacji oraz języka. Jakub Kocjan napisał “Odpowiedzialność znaczy też, że ruchom obywatelskim nie wolno wystartować przeciw partiom politycznym. Ja się na to nie piszę.” Niczego nie wiadomo o ruchach obywatelskich startujących przeciw partiom. Jako jedyni ogłosili swoje kandydowanie Obywatele RP, w tym ja sam. Oznacza to, że zgłaszamy własne kandydatury na kandydatki i kandydatów wspólnej listy. Opowiadaliśmy się za nią zawsze, również w wyborach 2019, kiedy start trzema listami przesądził o klęsce pomimo przewagi w głosach wyborców.
Własne kandydatury na kandydatów wspólnej listy zgłaszamy też, by sprawić, by wspólna lista reprezentowała “nie tylko (…) zbiór partii, ale (…) jeden wielki ruch społeczny”, dokładnie, jak to Jakub Kocjan napisał.
Wyjaśniam to, nie będąc pewien, czy istnieje tu rzeczywista różnica zdań, czy tylko rozumienia sformułowań. Różnica zdań, jeśli istnieje, polega być może na tym, że zapowiedź kandydowania oznacza zdaniem Obywateli RP — i taki ma walor — próbę stworzenia mierzalnej siły (w moim własnym przypadku chodziło o ograniczoną wielkość 15% w ostatnich wyborach), która umożliwia realną rozmowę z partiami o wyborczych kalkulacjach w miejsce zawsze dotąd ignorowanych apeli.
Pytanie serio brzmi, kto i w jaki sposób powinien zbudować ten postulowany “jeden wielki ruch społeczny zbudować”. Bo jego siłę — dziś to już widać — trzeba zmierzyć, inaczej wspólna lista się nie wydarzy. Na to pytanie da się odpowiedzieć tylko wspólnie. To jest pytanie, czy postulat wspólnej listy osiągać perswazją, czy naciskiem. Na ile ryzykowny jest nacisk i czym grozi. Czym grozi zignorowanie perswazji, o tym dyskutować chyba nie trzeba — tę diagnozę szczęśliwie mamy już za sobą. To są poważne pytania.
Jasne, dziękuję. To nie jest sprzeczność, tylko precyzyjne podkreślenie z mojej strony granicy, którą ja widzę. Zgłoszenie kandydatów i kandydatek obywatelskich to dobry krok, do którego nie mam żadnych zastrzeżeń, ale już gdyby za tym szło, choćby w celach negocjacyjnych, budowanie kolejnej listy – to mogłoby to uruchomić lawinę bardzo złych zdarzeń. To nie różnica zdań zapewne, tylko precyzyjne zaznaczenie mojego.