Wspólna lista – czemu i jak

  1. Z wiarygodnych obliczeń Andrzeja Machowskiego wynika, że tylko wspólna lista opozycji daje sznsę na konstytucyjną większość w sejmie, tj. uzyskanie przez blok opozycji demokratycznej 307 mandatów.
  2. Większość konstytucyjna jest konieczna, aby obalić Trybunał Konstytucyjny drogą konstytucyjną a nie jakimś kontr-zamachem. Odpowiednia zmiana do Konstytucji wystarczy, aby przerwać 9-letnie kadencje obecnych członków TK i powołać nowy skład Trybunału. Z 15 obecnych członków Trybunału tylko 3 kończy kadencję w 2024 roku, po dwóch w 2025 i 2026 roku. Dopiero w 2027 roku, na kilka miesięcy przed końcem kadencji sejmu 2023-2027, wybrani przez PIS sędziowie TK znajdą się w mniejszości. Oznacza to, że niemal do końca kadencji następnego sejmu większość sędziów TK będzie mogła skutecznie blokować wszelkie naprawy tego, co napsuto nota bene z ich wybitnym wkładem. (przykładowo kadencje zasłużonych dla upolitycznienia sądów Pawłowicz i Piotrowicza kończą się w grudniu 2028 roku a Świączkowskiego w 2031) Bez obalenia obecnego Trybunału szanse na naprawę Rzeczypospolitej zasadniczo maleją. Większość konstytucyjna potrzebna jest również do zmiany na stanowisku prezesa NBP, do otworzenia możliwości dla wprowadzenia w Polsce euro, itd. Tylko większość konstytucyjna otwiera realną drogę do sprawnej, szybkiej i konstytucyjnej naprawy Rzeczypospolitej. To trzeba wytłumaczyć liderom i elektoratowi PSL-KP w pierwszej kolejności.
  3. Dla odrzucania veta prezydenckiego potrzeba 3/5 czyli 276 głosów w sejmie. Tyle samo potrzeba, aby premiera lub ministra postawić przed Trybynałem Stanu. Wspólna lista oczywiście ułatwi uzyskanie choćby takiej większości.    
  4. Straty wyborców niechętnych wspólnej liście można ograniczyć, jeśli przygotuje się wspólny program, ograniczony do spraw bezspornych, i uda się ciężka pracą liderów i aktywistów przekonać do niego wyborców. Wydaje się, że 4 opozycyjne partie i ruchy obywatelskie są zgodne, że naprawa powinna dotyczyć:
    – sądownictwa: TK, KRS, SN, administracji sądowej
    – stosunków z UE, z Niemcami i Czechami, przywrócenie Trójkąta Weimarskiego,
    – prokuratury
    – samorządów, przywrócenia odbranych im kompetencji i środków
    – szkolnictwa
    – wojska
    – służby publicznej
    – uzdrowienia polityki kadrowej w spółkach Skarbu Państwa zgodnie z zasadami OECD
    – finansowania kultury, ngosów
    – Telewizji publicznej, radia publicznego, gazet lokalnych
    – banku centralnego, skoków i sytemu bankowego w ogóle.
    Wystarczy pracy na jedną kadencję sejmu. Naprawa nie oznacza przywrócenia status quo ante, ale w wielu obszarach  należałoby wprowadzić nowe, lepsze rozwiązania,  
    We wszystkich powyższych sprawach i zapewne kilku innych jest możliwe uzgodnienie podstawowych zasad i kierunków naprawy i zrobienie z tego programu wyborczego – umowy koalicyjnej całej demokratycznej opozycji. Natomiast kwestie, co do których nie ma zgody wśród opozycji, tj. aborcja, związki partnerskie, religia w szkołach, etc, należałoby zostawić poza porozumieniem. Każda partia w tych sprawach nie musi się wyrzekać swoich stanowisk, ale musi zawalczyć o nie w nowym sejmie szukając w nim większości dla swych postulatów. Natomiast wyborcom trzeba jasno mówić: TEGO NIE MA W UZGODNIONYM KOALICYJNYM PROGRAMIE.
  5. Jak wybrać kandydatów na listy sejmowe? Postulat typowania kandydatów przez „reprezentatywny panel obywateli” w państwie liczącym blisko 30 mln wyborców nie wydaje mi się realny. Kto by wybierał taki panel, aby partie polityczne, które uzyskują poparcie wielu milionów obywateli, zechciały przekazać mu swoje prawo do nominowania kandydatów? Natomiast wydaje mi się, że ruchy obywatelskie mogłyby się zjednoczyć i wynegocjować z liderami partyjnymi zasadę, że ruchy obsadzą w każdym okręgu jedno, np. 5 miejsce na liście. Ruchy mogłyby zrobić swoje prawybory, aby wybrać swoich kandydatów/kandydatki. Byłby to sprawdzian możliwości pozapartyjnego mechanizmu wyłaniania kandydatów, sposób na mobilizację dodatkowego elektoratu, szansa na znalezienie się w sejmie pozapartyjnych działaczy, nawet czterdziestu jeden. Na pewno nadałoby to nową jakość i wyborom, i pracom sejmu.
  6. A co z kandydatami patyjnymi? Budowanie koalicyjnych list nie musi być koszmarnym doświadczeniem wielodobowego wykłócania się liderów partyjnych o każde dobre miejsce w kolejnych okręgach wyborczych, jeśli się tylko uzgodni jakąś prostą zasadę podziału miejsc. Moja propozycja jest następująca. W 41 okręgach jest do obsadzenia 879 miejsc na listach (920 minus 41 dla ngosów). Załóżmy, że mamy 4 koalicjantów. Uzgadniamy najpierw proporcje podziału miejsc na listach, np. w oparciu o średnią poparcia z trzech ostatnich sondaży z 5 uznanych sondażowni. Przypuśćmy, że koalicjant KO miał 26 procent, koalicjant PL 2050 – 11, koalicjant Lewica – 8 i koalicjant PSL-KP – 5 procent poparcia. Do tych wyników stosujemy system rozdziału kolejnych miejsc zgodnie z metodą Saint-Lagie (d’Hondta nie lubimy). A więc lider KO pierwszy wybiera, i to dwa razy, bo tak wynika z Saint-Lagie, dajmy na to jedynkę w Warszawie i jedynkę w Gdańsku. Potem lider PL 2050 wybiera jedynkę np. w Poznaniu, potem Lewica – jedynkę w Łodzi, potem znów KO – np. Wrocław, a potem PSL-KO np. Kraków, itd. Zakładając, że liderzy będą wybierać najpierw jedynki, potem dwójki potem trójki itd. KO otrzyma 21 jedynek, PL 2050 – 9. Lewica 7 a PSL-KP – 4. W dwójkach KO będzie mogło obsadzić 20 okręgów, PL 2050 – 9; Lewica – 6 a PSL-KP – 5. I tak mniej więcej ad finem. W jeden dzień, jedno posiedzenie i sprawa załatwiona. Żadnej dominacji, oszukiwania, czy kłótni. Kim konretnie partie obsadzą uzyskane miejsca na listach pozostawione zostaje ich wewnętrznym procedurom. Można zostawić furtkę, że partie mogą się wtedy dobrowolnie wymieniać miejscami, aby mogły zoptymalizować swoje szanse dobierając już konkretnych kandydatów. 
  7. Liderom partyjnym trzeba uświadomić, że każdy koalicjant dzięki wspólnej liście ma olbrzymie szanse, że będzie mieć w sejmie od kilku do kilkunastu posłów więcej niż gdyby startował oddzielnie. 307 posłów ze wspólnej listy czterech koalicjantów, to więcej najprawdopodobniej dla każdego koalicjanta niż liczba posłów z własnych, oddzielnych list, w sumie ok. 230-240; taka będzie różnica urobku między jedną listą a czterema, jak to wyliczył Machowski.   
  8. W przyszłości trzeba ustawowo zobowiązać partie do prawyborów wewnętrznych. Partie mają pewne prawa w tworzeniu komitetów wyborczych, finansowaniu, itp., trzeba, aby miały obowiązek demokratycznego wyłaniania kandydatów na publiczne stanowiska.

Marcin Święcicki

2 odpowiedzi

  1. Marcin Święcicki pisze m.in. “To trzeba wytłumaczyć liderom i elektoratowi PSL-KP w pierwszej kolejności” — mając na myśli znaczenie progów 276 i 307 mandatów. Myślę, że liderom nie trzeba tego tłumaczyć, bo oni to wiedzą i wiedząc, grają swoje. Tak jak w 2019 roku oczywiście ich sztaby umiały przeliczyć na mandaty wyniki wszystkich ówczesnych sondaży i liderzy dobrze wiedzieli, że przegrają te wybory pomimo wyraźnej, choć niezbyt wielkiej przewagi w głosach. W co innego grali. Przekonywanie elektoratu sens oczywiście ma zawsze — pytanie, dlaczego tylko o PLS-KP tu chodzi?

    Czy elektorat Pl 2050 uważamy za nieperswadowalny? Czy elektorat Lewicy również? A może chodzi o to, że któraś z tych partii nie jest aż tak zagrożona dostaniem się pod próg wyborczy?

    Ważniejsza jest dla mnie uwaga dotycząca porozumienia programowego. Otóż nie ma zgody w sprawie sądownictwa. Projekt przygotowany w środowisku Iustitii die zyskał — mimo oparcia go o 10 postulatów Porozumienia dla Praworządności zaakceptowanych przez wszystkich — wsparcia wszystkich partii. PSL i Pl 2050 tego poparcia odmówiły. Przy próbie przeprowadzenia go przez Senat — miał to być nowy, senacki projekt ustawy — trzeba było wyrzucić z propozycji wszystkie zapisy dotyczące neosędziów, by przegłosować go w Senacie, gdzie większość ma opozycja. A i tak inicjatywa utonęła w niejasnych okolicznościach, a zamiast niej Senat uchwalił jakiś inny projekt ustawy o KRS, brzmiący jakby do Duda napisał i tak zawstydzający, że prawnicy uznali za słuszne nie komentować go wcale. Nie chcę też komentować co najmniej powściągliwych zachowań polityków opozycji w trakcie całej tej kampanijnej epopei dotyczącej walki o praworządność w Polsce i w Unii.

    Na liście Marcina Święcickiego nie ma aborcji. To zrozumiałe, bo tu nie ma zgody. Czy to znaczy, że w kampanii mamy o niej milczeć? Jeśli tak, to jest to naiwna strategia i opozycja próbowała jej bezrefleksyjnie już nie raz. Oczywiście tym bardziej temat zostanie wrzucony przez PiS, który potem z uciechą będzie patrzyć, jak politycy opozycji w tej sprawie kluczą, osłabiając swą i tak już nadwątloną wiarygodność. Moim zdaniem to jest droga donikąd i mamy już dobre dane (wyborcze), by to stwierdzić. Szukając tak określonego “centrum” popadamy w nudne, wyprane z treści oczywistości. Nie rozwiązujemy dylematu Kosiniaka-Kamysza, dla którego istotnym elementem własnej identyfikacji i politycznego programu jest niemożność obecności na wspólnej liście z Klaudią Jachirą.

    W parlamencie jakoś z nią wytrzymuje. I to jest wbrew niepoważnym pozorom najzupełniej poważna definicja wspólnej listy. Ma być jak parlament przeciw brunatniejącej, jednolitej armii PiS. Ma być reprezentacją właśnie parlamentaryzmu. Spory i konflikty polskiej wojny, które powodują, że Polacy boją się wyniku wyborów, powinny stanowić treść centrum. Nie musimy umawiać się na wspólne stanowisko w sprawie aborcji. Trzeba nawet, by ten spór był kontynuowany. Umówić się można co najwyżej — i wcale nietrudno byłoby to zrobić — na akceptowany przez wszystkich sposób rozstrzygnięcia tego konfliktu. Byłaby to obietnica parlamentaryzmu, który na naszych oczach działa. Obietnica spełniona. Powodująca przy okazji rozbrojenie polskiej wojny.

    Panel obywatelski wybierający wspólnych kandydatów? Ja akurat jestem przekonany, że panel jest niemal zawsze lepszy od wyborów, ale to fakt, że nie daje tak oczywistej legitymacji, zwłaszcza w Polsce, która tej instytucji kompletnie nie zna. Prawybory są lepsze.

    Ale pomysł, by zrobić jak — nie przymierzając — w Sejmie Kontraktowym osobny tryb dla partii, osoby dla działaczy społecznych (coś jak wówczas PZPR, ZSL i SD mają gwarantowaną większość, “Solidarność” bije się o 1/3 miejsc) — czym to uzasadnić, żeby nie wyszło, że ordynarną obroną partyjnych interesów?

    Prawybory, w których partie wystawiają swoje listy jak to robią zawsze, odbywa się zwykłe głosowanie, które wyłania wspólną listę wszystkich, jest o niebo naturalniejsze i bardziej zrozumiałe. Nie jest zwrócone przeciw partiom (bo choć bardzo istotnie umożliwiłoby włączenie bezpartyjnych działaczy, to jednak nie kosztem partyjnych polityków — tu raczej chodzi o zdobyte miejsca nowe) — a przeciwnie: o zdjęcie z nich odium partyjniactwa i uwiarygodnienie ich w całym procesie.

    Wewnętrzne prawybory w partiach to ich sprawa. Rzeczywiście coraz ważniejsza, bo antydemokratyczne praktyki w partiach przybierają rozmiar nieakceptowalny i groźny (co widać) dla demokracji w ogóle. Ale — proszę zauważyć — koalicje nie mają nawet statutów. Nic, żaden obyczaj, o demokratycznym nie wspominając, nie reguluje tam konkurencji między frakcjami. Zostaje tylko szturchanie łokciami i kopanie po kostkach. Międzypartyjne prawybory są potrzebą chwili o randze racji stanu. Te wewnątrzpartyjne możemy zostawić — “nie teraz”, że tak powiem, “najpierw pokonajmy PiS” 😉

  2. Wprowadziłem do kalkulatora wyborczego ( https://c186k.neocities.org/mandaty.html )
    dane z sondażu wyborczego Ipsos dla Oko.press z 14 listopada br. ( https://oko.press/ko-pis-sondaz ).
    Policzyłem podziały mandatów dla kilku opcji koalicyjnych.
    Wyniki są inne, niż przedstawił pan Marcin Święcicki, powołując się na wyliczenia Andrzeja Machowskiego.
    Najlepszy wynik, 309 mandatów, dają dwie koalicje, jedna KO w swojej obecnej postaci i druga PL 2050, PSL, Agrounia i to tylko przy założeniu, że druga z koalicji przyciągnie 5% nowych wyborców, którym niewygodnie z PiS i dla których cała opozycja nie ma wiarygodnej alternatywy. W tej opcji najlepszej opcji Lewica startowałaby samotnie. Szczegółowe wyniki podaje w swoim poście na FB, gdyż tu wyliczenia przestałyby być czytelne ze względu na utratę formatowania.
    Link do moich symulacji z podziałami mandatów dla kilku opcjami koalicyjnych.
    https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=pfbid02aeXeF555Q3JAHdkqYXtDVyutDM1yB9GqmHoR2cUumv9Lv36cE8zJhsf2n7HADkdql&id=100011221928442

Skomentuj Edward Domagalik Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *